wtorek, 22 września 2015

6. Cudowna utopia


Nogi jej drżały, kiedy wychodziła z kliniki. Od kilku godzin nie potrafiła uspokoić galopady myśli, wywołanej słowami Patryka. Przez cały dzień pracowała jak w transie, rozmawiała z pacjentami, piła kawę, uzupełniała rubryczki i co chwilę spoglądała na zegarek. Potrzebowała wytchnienia, odpoczynku, musiała wszystko solidnie przemyśleć, poukładać w głowie. Cisza panująca w przychodni jej tego nie ułatwiała, wręcz przeciwnie; wibrowała w uszach, wprowadzając jeszcze większy chaos do wyczerpanego umysłu Weroniki. Czuła, że powinna w końcu wyjść, bo inaczej sama oszaleje.
Wzięła głęboki wdech i spróbowała się uspokoić. Praca poszła jej łatwiej, nie chodziła już tak mechanicznie, lecz i tak z prawdziwą ulgą odetchnęła dopiero po wyjściu z przychodni.
Na dworze padało. Nie miała przy sobie parasola, więc, nie chcąc zmoknąć na przystanku, wezwała taksówkę. Biały samochód przyjechał zaledwie kilka minut później, więc, trzymając teczkę nad głową, wsiadła do środka. Podała kierowcy adres i osunęła się w słodką otchłań zapomnienia, obserwując bezrefleksyjnie przesuwające się za oknem obrazy.
Wciąż dźwięczały jej w głowie słowa Patryka, ostatnia rozmowa z nim.

– Co się stało?
– No cóż… Tej nocy postanowiłem się zabezpieczyć, gdy leżałem w rzeczywistości, w swoim własnym łóżku. Musisz wiedzieć, że czasem miałem tak, że nawet gdy już wróciłem ze snu, wydawało mi się, że nadal śnię… Nie pomagały żadne testy rzeczywistości, no wiesz, takie sposoby sprawdzenia, czy się jest we śnie… Nawet moja kostka Rubika nic nie dała.
– Kostka Rubika?
Jej wzrok odruchowo powędrował w kierunku przedmiotu znajdującego się w bladej dłoni chłopaka.
– Um, tak. Zawsze miałem ją przy sobie. To taki mój talizman. – Podrzucił sześcian w górę. – Jej wyważenie znam tylko ja. Waga mi podpowiadała, czy znajduję się we śnie, czy w rzeczywistości. Zwykle się sprawdzała. Czasem jednak były takie dni, kiedy nawet to nie pomagało, kiedy dalej miałem wrażenie, że znajduję się we śnie. Że oszalałem.
Weronika milczała.
– I tej nocy postanowiłem się zabezpieczyć przed zrobieniem sobie krzywdy. Przywiązałem sznurkiem rękę do ramy łóżka i zasnąłem. Potem zszedłem na piąty poziom…
– Zadziałało?
– Cóż… Wracając, przeskoczyłem niechcący dwa poziomy. Dlatego gdy znalazłem się w rzeczywistości, myślałem, że jestem na pierwszym poziomie. Chciałem się zabić, na szafce nocnej leżał nóż po wcześniejszej kolacji. Nie pomyślałem, żeby go zabrać. Ojciec mnie w porę znalazł i zabrał nóż… Potem przetransportowali mnie tutaj.
– Boże…
– Najgorsze jest to, że teraz, gdy tylko zasypiam, mimowolnie znajduję się w świadomym śnie. Wtedy szybko się budzę. Boję się tego. Nie mogę tego kontrolować, ten świadomy sen pojawia się automatycznie, za bardzo weszło mi to w nawyk. Nie potrafię się tego pozbyć.
Zacisnął mocno powieki.
– Pomogę ci.

Taksówka zatrzymała się przy jej kamienicy, więc zapłaciła należną sumę kierowcy i wysiadła. W strugach deszczu zazwyczaj kolorowy budynek wyglądał szaro i nieciekawie, a z kamiennych rzygaczy lała się woda. Jednak żelazna brama dawała już schronienie przed ulewą i Weronika poczuła się znacznie lepiej. Weszła po rozsypujących się schodach na górę, drżącymi rękami wyjęła klucze. Najpierw nie mogła długo trafić do zamka, a gdy już w końcu otworzyła drzwi, o mało się nie przewróciła o leżący na progu parasol, który musiał upaść, gdy wychodziła.
Z ulgą, już po rozebraniu się i ciepłej kąpieli, wyciągnęła z szafki kieliszek, by nalać do niego najlepsze czerwone wino, jakie miała na stanie. Wypiła całą zawartość naczynia jednym haustem, potem nalała drugą porcję. Przeniosła się wraz z kieliszkiem, butelką oraz swoją teczką do salonu. Rozłożyła przyniesione z kliniki papiery na stole, zostawiając w rogu miejsce dla alkoholu.
Popijając kolejne łyczki, zabrała się za przeglądanie wykresów, notatek i ankiet. Podpisała wszystko, co musiała, przeczytała wszystkie pilne dokumenty, zaopiniowała kilka z nich. Wreszcie uporządkowała dokumenty w zgrabne stosiki.
Dopiero teraz mogła się wziąć za swoje własne notatki w czarnym notesie, czekającym grzecznie na swoją kolej. Pierwsze strony zapełniały opisy wcześniejszych pacjentów. To jej na razie nie interesowało, mogła wrócić później do tych zapisków. Kartki dotyczące Patryka znalazła niemalże od razu.
Musiała wykluczyć możliwość, że skłamał i całkowicie zmyślił swoją historię. Przede wszystkim potwierdził to ojciec chłopaka, z którym później rozmawiała, choć dziwiło ją, jakim cudem potrafiła racjonalnie zadawać pytania i na nie odpowiadać. W każdym razie Patryka naprawdę to spotkało. Naprawdę zszedł na piąty poziom snu, naprawdę spędził tam dużo czasu, naprawdę usiłował się zabić.
Jak w cholernej „Incepcji”.
Nie mogła w to uwierzyć. Po prostu nie mogła.
Obiecała mu pomóc – nie mogła tego tak zostawić, nawet gdyby chciała. Do licha, obiecała mu, że go z tego bagna wyciągnie, że pomoże mu normalnie, bez strachu zasnąć! Naprawdę chciała sprawić, żeby nocne koszmary przestały go dręczyć. Zrozumiała, że on dopiero niedawno zdał sobie sprawę z tego, że to wcale nie jest rozwiązanie. Sny po prostu stały się jego uzależnieniem i nie potrafił się tego nawyku pozbyć.
Musiała mu pomóc, choć nie wiedziała, jak.
Miała już do czynienia z wszystkimi możliwymi psychicznymi chorobami, nasłuchała się wiele o dziwnych przypadkach, znała historie opowiadane przez jej znajomych po fachu. Z przypadkiem podobnym do sytuacji Patryka jeszcze się nie spotkała. Ba, nigdy o czymś takim nie słyszała, choć, rzecz jasna, wiedziała, że jest coś takiego jak świadome sny. Ale żeby zasypiać we śnie i spędzać tam kilka lat?
Nie mogła w to uwierzyć.
Nalała sobie wina do kieliszka i przez długą chwilę sączyła napój, wbijając wzrok w nieokreślony punkt w przestrzeni. Intensywnie myślała, co powinna zrobić.
Przychodziło jej do głowy tylko jedno rozwiązanie. Musiała na własnej skórze się przekonać, jak to jest. Dopiero wtedy będzie w stanie uwierzyć lub całkowicie odrzucić historię chłopaka, uznać, że padł ofiarą własnego mózgu, wszystko zmyślił, a ojciec jedynie potakiwał, chcąc szybciej wyciągnąć chłopaka ze szpitala.
Nie, to zdecydowanie się nie trzymało kupy, nawet jej zamroczony alkoholem umysł musiał to przyznać.
Sięgnęła po leżącego na komodzie laptopa, włączyła go. Gdy tylko się uruchomił, wpisała w wyszukiwarkę: „Świadome sny”.
To, co znalazła, już jej nie zaskoczyło.

Tej nocy jej zasypianiu towarzyszyła muzyka. Na szybko, już niemalże nieprzytomna, stworzyła wystarczająco głośną playlistę składającą się z doskonale jej znanych piosenek. Zazwyczaj nie słuchała zbyt często muzyki, na telefonie jednak trzymała ukochane utwory. Było ich wystarczająco dużo, w dodatku odtwarzały się w pętli – powinno w zupełności wystarczyć.
Położyła się w wygodnej pozycji, podciągając kołdrę aż po szyję. Nie lubiła marznąć w nocy. Zamknęła oczy i skupiła się całkowicie na słowach piosenki, w myślach śpiewając razem z wokalistą. Walczyła z sennością oraz szumem spowodowanym przez wino; nie mogła zasnąć, nie teraz.
Szybko poczuła ciepło rozlewające się po organizmie. Od jej nóg szła fala charakterystycznego mrowienia i powolutku pełzła w górę, obejmując uda, potem brzuch, ramiona, ręce. Muzyka dudniła w uszach, wypełniała czaszkę. Przed oczami wirowały strzępki obrazów, wspomnienia z minionego dnia, urywki wyobrażeń, fantazji, które jej czasem towarzyszyły nocą. Wszystko wirowało w karkołomnym tańcu, jedna wizja płynnie przechodziła w drugą, choć nie łączyło ich ze sobą nic poza zasadą luźnych skojarzeń.

Unda attigint te
Et abducit te in profunda 
sicut est unda

Zapadła w otchłań. Kolory zawirowały, obrazy stawały się coraz wyraźniejsze, spójniejsze. Nagle znalazła się na ulicy. Bezradnie rozejrzała się dokoła, nie wiedząc, gdzie jest i co właściwie tu robi. Spojrzała na swoją dłoń; ściskała w niej figurkę kotka, którą kiedyś dostała od brata. Podniosła miniaturowe zwierzątko do oczu. Brązowa powierzchnia imitująca futerko lśniła; Weronice przez chwilę wydawało się, że kot naprawdę żyje.
Widok figurki przywrócił jej jednak świadomość. Na wszelki wypadek zrobiła test rzeczywistości, jak nauczył ją artykuł czytany przed snem. Zacisnęła palce na nosie i wzięła głęboki oddech. Ku swojemu zaskoczeniu, mogła oddychać, nawet przy zatkanym nosie.
Chyba naprawdę znalazłam się we śnie.
Rozejrzała się po ulicy. Nie przypominała żadnej z tych, które widziała w rzeczywistości. Wyglądała realistycznie, choć bardzo kolorowo – aż zbyt kolorowo, nienaturalnie. Jak w bajce. Nawet jezdnia została wybrukowana barwną kostką, przypominającą cukrowe pastylki, które lubiła zajadać w dzieciństwie. Domy stały obok siebie, ciasno; wyglądały jak budowle z piernika. Uliczne latarnie w ogóle jej nie przypominały tych rzeczywistych, były zbyt powyginane.
Weszła do pierwszego z brzegu domku. Znalazła się w pomieszczeniu bardzo podobnym do jej własnego salonu. Stały tu bardzo podobne meble – kanapa obita białą, skórzaną powierzchnią, szklany stół, komoda, niska szafka z telewizorem. W rogu wyrosła nawet podobna, na wpół zaschnięta roślina w identycznej, glinianej doniczce. Na kremowych ścianach wisiały obrazki w ramkach prosto z Ikei, lecz nie wszystkie rozpoznawała.
Nie to ją jednak zainteresowało.
Na idealnie czystym stole stał kieliszek, a obok niego butelka najdroższego francuskiego wina. Czerwonego, tak jak lubiła.
Była ciekawa, czy we śnie też mogła odczuć smak alkoholu, więc usiadła na kanapie, nalała napój do naczynia. Wypiła, z fascynacją odnotowując, że po jej ciele rozchodzi się fala ciepła, jakby w żyłach narodził się ogień. Wpatrzyła się w kieliszek, obracany w palcach. Czerwona ciecz zafalowała. Szybkim ruchem podniosła naczynie w górę i zaraz je opuściła, obserwując, jak wino w spowolnionym tempie opada z powrotem do kieliszka. Obróciła go; krople posłusznie rozlały się w powietrzu, formując kulki i inne, mniej regularne kształty. Wyglądały jak zatrzymana w locie farba.
Obróciła naczynie, ciecz wpełzła do niego z powrotem. Potem cisnęła nim o ścianę, obserwując, jak równie powoli rozbija się o ścianę. Widziała każdą kroplę, każdy kawałek szkła, doskonale mogła zaobserwować moment, w którym naczynie kruszyło się w drobny mak, by wreszcie opaść na podłogę.
Zaczynało jej się tu coraz bardziej podobać.
Wyszła z powrotem na ulicę, z ulgą przyjmując fakt, że jest wolna i wyjątkowo nikt niczego od niej nie chce. Nie musiała się spieszyć do pracy, nie musiała tkwić w mieszkaniu jak ptak uwięziony w klatce. Mogła swobodnie chodzić, mogła śpiewać, tańczyć, kreować, przekształcać otaczającą ją rzeczywistość. Nikt jej nie ograniczał, nie stawiał znaków ostrzegawczych, nie ustanawiał praw. Sama to robiła, bo znalazła się wreszcie w swojej własnej Nibylandii, utopii, za którą zawsze tęskniła!
Na drodze pojawił się cień. Zdziwiło ją to, bo tutaj nie było cieni. Nawet pomimo prażącego słońca jej własna sylwetka nie dawała cienia, nie miały go również domy ani latarnie, ani nawet drzewa.
Spłoszona odwróciła się. Nie spotkała dotąd żadnej żywej istoty, nie tworzyła też nikogo ani niczego, co byłoby w jakimś stopniu ożywione. Ku swojemu zdumieniu jednak zobaczyła samuraja.
Poznała go natychmiast, już kiedyś jej się śnił. Tak jak wtedy, tak i teraz miał na sobie czarne kimono. Długie włosy przewiązał identyczną czerwoną wstążką, a w jego dłoniach błyszczała katana. Patrzył na nią bez słowa; zacisnął jedynie usta w wąską kreskę. Nie wiedziała, skąd się tu wziął i kim jest.
Usłyszała ciche miauknięcie. O stopy mężczyzny otarł się szary kot, wbijający swoje zielone ślepia w Weronikę. Coś było w nim niepokojącego, coś, czego nie powinna dostrzec w normalnym zwierzęciu. Przestraszyła się.
Samuraj powoli skierował miecz w stronę kobiety, czubkiem niemalże dotykając jej gardła.
Naprawdę, chciał ją zabić w jej własnym śnie? Pomyślała, że gdyby nie groza sytuacji, wybuchnęłaby śmiechem.
– Nie powinno cię tu być.
Zdziwiła się, słysząc jego głos. Wcale nie brzmiał gardłowo, wręcz przeciwnie – dziwnie miękko, a jednocześnie męsko. Gdyby samuraj był prawdziwym mężczyzną, już w samym jego głosie mogłaby się zakochać.
– To raczej ciebie nie powinno tu być – prychnęła w odpowiedzi. – To mój sen i mój umysł, wypraszam sobie.
– Po co tu przyszłaś?
Wyraźnie zignorował jej pytanie.
– Nie twoja sprawa.
– Dobrze wiesz, że wystarczy jeden cios moją kataną, żebyś się obudziła. Więc, z łaski swojej, zacznij po ludzku odpowiadać na pytania – zagroził, na dowód przysuwając bliżej ostrze, tak, że czuła jego chłód na szyi.
– Chciałam sprawdzić pewną teorię – powiedziała wreszcie, z trudem przełykając ślinę.
– Wiesz, że będziesz miała kłopoty, jeśli tu wrócisz? – zapytał. W jego oczach pojawił się niepokojący blask.
– Jakie znowu kłopoty?
Zaczęła się denerwować. To miejsce miało być oazą spokoju, a nie przyprawiać o gęsią skórkę!
– Uzależnisz się. Być może oszalejesz.
– Jeden raz jeszcze o niczym nie świadczy…
– Ale tobie się tutaj spodobało – brutalnie wszedł jej w słowo – co oznacza, że będziesz chciała wrócić. Potem jeszcze. Potem się okaże, że za krótko. Zaczniesz eksperymentować ze schodzeniem na niższe poziomy…
– To z niższymi poziomami to prawda? – spytała, czując, jak szybko bije jej serce.
Mężczyzna przez chwilę jedynie patrzył jej w oczy, cały spięty. Kot pod jego nogami nawet się nie odezwał, siedział jedynie grzecznie, liżąc łapę.
– Tak. Ale – jego głos zabrzmiał jak stal – obiecaj mi, że tam nie zejdziesz.
– Dlaczego nie?
– Po prostu obiecaj.
– Nie mogę.
– Będę cię ścigał, czy tego chcesz, czy nie. Nie pozwolę ci tam zejść.
Ostatnim, co zapamiętała, był miecz przecinający jej gardło.

__________

No dobrze, wyrobiłam się szybciej, bo chciałabym wreszcie skończyć to opowiadanie i mieć święty spokój.
Zabawa z kieliszkiem jest autentyczna, sama to zrobiłam w swoim pierwszym świadomym śnie. Podobało mi się to, naprawdę. ^^
Kolejny rozdział za dwa tygodnie, powinnam się wyrobić, teraz mam taki artystyczny haj, że żal marnować. Mam nadzieję, że nawet zaczynające się w przyszłym tygodniu studia mi w tym nie przeszkodzą. 

E: ROZDZIAŁ ZA TYDZIEŃ, WEN SIĘ OBUDZIŁ I DAŁ MI SKOŃCZYĆ STUDIUM. 

4 komentarze:

  1. A jednak to zrobiła. Coś tak myślałam że w te świadome sny wejdzie. To teraz wie jak to jest, ale z drugiej strony myślę, że to na nią kłopoty sprowadzi. Bo jak się jej spodobało to pewnie będzie chciała jeszcze tam wrócić.
    No i ciekawe czy uda się pomóc Patrykowi. Może tak. Ale pewnie trudno będzie.

    Czekam na kolejny rozdział i weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że będzie chciała, za pierwszym razem jej się tak bardzo spodobało, że nie potrafiłaby już tego tak zostawiić. :>
      To się jeszcze okaże! :D

      Dziękuję ślicznie! :3

      Usuń
  2. Poczekaj, Katja, Ty to robiłaś? Naprawdę? To wg mnie jest naprawdę przerażajace...
    Co do rozdziału, rozumiem, dlaczego kobieta chce zrobić wszystko, aby pomoc Patrykowi. Po pierwsze taki ma charakter, jest ambitna i chce nieść pomoc. Po drugie ja to zaintrygowało i myśle, ze ten samuraj, który pewnie jest jej podświadomością, ma dużo racj. Dobrze, ze ją zabił, ale myśle, ze ona wróci do tego snu i nie wjem, czy bedzie wstanie pomoc komukolwiek... Sobie i Patrykowi... Musze przyznać ze jestem bardzo zaintrygowana. Ponadto podobało ni sie i to, ze było dużo opisów, a i w dialogach były didaskalia. A ze piszesz wspaniałe, to była sama przyjemność ;)pozdrawiam gorąco i życzę dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, robiłam to. Owszem, jest przerażające, sama się mega bałam, dlatego przy pierwszych próbach miałam problem z zaśnięciem. Idzie się jednak przyzwyczaić, potem jest już fajnie. No i ja nie miałam nigdy zamiaru schodzić niżej. Chodziłam jedynie po pierwszym poziomie.
      O, tak, Weronika dokładnie taki ma charakter. Dlatego została psychiatrą. :> Ja nie chcę spoilerować, bo udało mi się skończyć to opowiadanie, ale tylko zwrócę uwagę na tytuł samego opowiadania. I już się zamykam. xD
      Cieszę się, że się podobało! Pozdrawiam;)

      Usuń